Książkowo 28
„Häftlings-kapelle” to niepozorna – ale tylko na pierwszy rzut oka – i niewielka książeczka autorstwa Ignacego Szczepańskiego, wydana w 1990 roku.
Pod koniec lat 80. Szczepański kręcił film dokumentalny o byłych więźniach muzykach z obozowej orkiestry i, poniekąd przy okazji, powstała właśnie taka książka. Nieduża, niegruba, ale bogata w treść i ciekawa.
Orkiestra obozowa (albo, uściślając: orkiestry obozowe) z KL Auschwitz były fenomenem, którego do dziś wiele osób nie potrafi pojąć. Te historie są znane każdemu, kto interesuje się obozami. Na pierwszym planie dymiący komin krematorium, a potem – krematoriów, a obok więźniowie grający na najprawdziwszych instrumentach i niosąca się dookoła radosna muzyka… Myślę, że nie ma potrzeby przytaczania tu historii obozowej orkiestry, jej roli i znaczenia w funkcjonowaniu obozu koncentracyjnego, ani opowiadania o wszechobecnej w KL Auschwitz specyficznej i okrutnej ironii. Po prostu opowiem o książce.
Szczepański rozmawiał z wieloma byłymi więźniami i oddał im głos, dlatego znaczną część jego książki stanowią właśnie relacje i opowieści. Niekiedy tragiczne, niekiedy wręcz sensacyjne, niekiedy dające nadzieję, innym razem – ukazujące tę wspomnianą wyżej ironię… Czytałam „Häftlings-kapelle” dawno temu, ale pamiętam, że nie mogłam się oderwać od lektury. Byli więźniowie opowiedzieli zresztą nie tylko o swoich losach, ale też o losach koleżanek i kolegów, którzy nie wrócili z Auschwitz, albo zmarli już jako wolni ludzie, nie doczekawszy momentu powstania filmu Szczepańskiego.
To bardzo ważna książka i zapewniam, że zapamiętacie ją na długo. Nie tylko ze względu na temat, którego dotyczy, ale też ze względu na sposób, w jaki została napisana. Po pierwsze – relacje byłych więźniów, a po drugie – sposób opowiadania historii obozowej orkiestry przez Szczepańskiego.
Bo „w Auschwitzu było wszystko: ojciec Maksymilian Kolbe i orkiestra”.