Tia, w czasach liceum i młodości odmieniałam to słowo przez wszystkie przypadki, także ten tytuł jest dla mnie osobiście trochę przewrotny.
Postaram się streścić.
Rysuję odkąd pamiętam. To pozwoliło mi przeżyć – dosłownie. Również jako osoba dorosła nie zaniedbałam tego hobby, stało się moją terapią i możliwością wyrażania siebie. Wiele moich projektów, ze szczególnym uwzględnieniem “Wariata i Wilka” miało dla mnie ogromną wartość terapeutyczną.
Od 2005 roku regularnie publikuję swoje prace w internecie. Początkowo to był flow – podłączałam tablet i rysowałam co tylko mi się wymyśliło, nie patrzyłam na poprawność, anatomię, perspektywę, detal. Liczyła się tylko i wyłącznie moja frajda.
Potem coś stopniowo zaczęło się zmieniać… W 2018 roku zaczęłam publikować komiks “Kochana grando” – to był dla mnie w chuj emocjonalny temat i bardzo, ale to bardzo bałam się wyśmiania, negatywnego feedbacku, przeinaczania moich dobrych intencji i tak dalej. Dlatego zdecydowałam się publikować ten komiks na zamkniętym blogu. Podałam hasło znajomym i… jak wielki był mój ból dupy, kiedy okazało się, że NIKT nie wszedł na tę stronę i każdy miał po całości wyjebane na ten projekt! To serio był wielki ból, bo temat był dla mnie bardzo ważny, ten projekt też, a tutaj jak zawsze – licznik odwiedzin pokazuje jebane z e r o.
Potem się trochę odważyłam i publikowałam już bardziej “jawnie”, ale wciąż nie miałam żadnego zainteresowania ani feedbacku. I wtedy zaczęła mnie boleć dupa, ale tak na serio i tak mocno.
Patrzyłam z jawną zawiścią na znajomych z DeviantArta, którzy mieli swoje projekty – a te projekty zdobywały zainteresowanie i uznanie publiki. Tia, schizotypowi może być ciężko zrozumieć, że większość ludzi woli jednak różowe kucyki od kominów krematoriów… Trwało to rok, dwa, ze trzy. Stopniowo rysowałam coraz mniej czegokolwiek – mówiłam sobie: po chuj, skoro nikogo to nie obchodzi. I już nie chodziło o konkrety typu komiks o Auschwitz, tylko już o wszystko. Bo kogo obchodzą 20-letnie gry, w które nikt już nie gra, bo kogo obchodzą furrasy SFW, bo kogo obchodzą jakieś moje schizotypowe rozkminy, skoro nikt ich nie rozumie, bo nikt nie myśli jak ja?
Na przełomie roku 2022 i 2023 próbowałam prowadzić własną firmę. Ogólnie wyszło z tego gówno – zostałam na lodzie z problemami i kupą długów, które ciągle spłacam. Stresy zniszczyły mi psychikę do reszty. To był naprawdę słaby okres, pełen stresów, histerii, żalu i wszelkiego syfu… Jakkolwiek, w 2022 roku zaczęłam też terapię. Pierwszą i jedyną sensowną i skuteczną – począwszy od 2006 roku.
Syfu do przerobienia było i ciągle jest w mojej głowie w kurwę. To jest robota na lata – minęły już trzy, a dalej z terapeutką trzymamy łopaty i przekopujemy ten gnój.
Jest lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej – to fakt. Owoc żywota mojego daje mi ZUS – i jest to naprawdę fajny owoc, dzięki pomocy ojca zza grobu (w końcu się na coś przydał). Spłacam powoli długi, ogarniam dupsko, jestem w szczęśliwym związku, planujemy wyprowadzkę, zaczęłam dbać także o swoje ciało – a nie tylko psychikę.
I razu pewnego, pod wpływem postów na instagramie pewnej psychoterapeutki i też tego, co mówiła mi moja terapeutka – ale ja nie do końca to rozumiałam… PYKŁO. Zrozumiałam. Tu nie chodzi o to, że ludzie nie lubią i nie chcą komiksów o Auschwitz, o furrasach, o schizofrenikach, o kupie na trawniku, pszczółce na kwiatku czy czymkolwiek. Tu nie chodzi o lajki, tu nie chodzi o to, że większość lubi modne kolorowe gówno z kreskówki zamiast jakichś podziemnych tworów, tu nawet nie chodzi o robiące na złość małym artystom algorytmy, tu nie chodzi o to, że jestem odmieńcem… Tu chodzi o moją jebaną wielką traumę z dzieciństwa, która stanowi fundament mojej choroby psychicznej: ODRZUCENIE.
I dlatego boli. Dlatego boli, że nikt nie skomentował. Dlatego boli tekst “ten koleś z lewej ma dziwną rękę”. Dlatego boli brak lajków. Dlatego boli, że nikt nie wbija na strony.
Chciałem napisać coś, to wstrząśnie sceną
I wstrząsnęło, ale mną to, że się nie przyjęło
Stałem pod ścianą, czując tylko niemoc
I wtedy coś runęło i zaczęło się
~Zeus
To nie dlatego, że z moimi komiksami coś jest nie tak, że mogłabym być bardziej jak tamten czy ta. Że mogłabym poruszać bardziej przystępne i modne tematy, zmienić styl na bardziej kolorowy i modny, inaczej kolorować, cokolwiek.
Odkąd to zrozumiałam, wszystko się zmieniło.
Podłączam tablet i leci flow. Znajduję jakąś refkę i już wiem, mam. Rysuję śmieszny rysunek z fursonami Misia i moją. Rysuję Yaakova w czerwieni. Rysuję psychotycznego Krzyśka. Rysuję refleksyjnego Ralpha. Rysuję Tadzika jak gra w gierkę. I w piździe mam, że te imiona nikomu nic nie mówią.
Po prostu, płynę z falą. Jebie mnie, że nie jest idealnie, że coś mogłabym poprawić czy zrobić inaczej – jest tak, jak w tym danym momencie miało być najlepiej. Inni rysują lepiej, mają więcej lajków, ich historie są bardziej chwytliwe, zarabiają pieniądze na komiszach, ktoś chce ich wydać? Fajnie dla nich.
Rysuję i czuję satysfakcję. Miś chwali, jara się, wrzuca na tapetę w telefonie – i to jest moja nagroda. Że najbliższy mi, najważniejszy w moim życiu człowiek docenia to co tworzę. A ja mam satysfakcję i jestem z tego co narysowałam zadowolona. Reszta jest opcjonalna.
Nie muszę mieć autyzmu, nie muszę być niebinarna, nie muszę w swojej twórczości być chamska, radykalna czy kontrowersyjna. Nic nie muszę, poza płaceniem podatków, przestrzeganiem prawa i zaspokajaniem potrzeb fizjologicznych.
Mogę – co tylko zechcę. :) Jestem wolna. :)
Nie chcę wyjść na trolla, który tu zaluka czasem, ale wiem o czym piszesz. Ludzie duchy, którzy wchodzą, popatrzą i uciekną. Jest ich cała masa. Czy to tchórzostwo czy lenistwo żeby kogoś wesprzec w tym co robi i dla kogoś jest to ważne? Przepraszam, że to znowu ja :)
Ostatnio na terapii doszłam do jakże głębokich wniosków, że ludzie są zjebani. I nie ma sensu szukać jakichś przyjaźni, znajomości, interakcji itp. na siłę.
Jestem na tym etapie terapii, że zaczynam rozumieć, wybaczć i zamykać przeszłość. Dotyczy to i moich rodziców, i byłych przyjaciół, i różnych innych mniej i bardziej ważnych ludzi, którzy stanęli na mojej drodze. Są miliony czynników, które składały się na dane sytuacje i bez sensu mi to teraz rozdrabniać i analizować.
Liczy się mój dobrostan, mój związek, nasz dom, nasza przyszłość, nasze zwierzaki, nasze zdrowie – a nie inni ludzie. A rysuję bo lubię i już wiem, że aprobata publiczności nie jest mi potrzebna, bo nie tu leżał problem. :)
Btw czekam na dalsze odcinki komiksu o wampirach. :)
To dziwne, bo ja na pewno wchodziłem na każdą stronę jaką podałaś :) No chyyyba, że sprawdziłaś np. 2-3 dni po podaniu linka, a ja wszedłem 5-6 ;) tak być mogło, bo wszystko ma u mnie swój czas (czasem długi, za dużo wszystkiego chłonę…), ale nie ma tak że coś olewam. Chociaż nie ukrywam, że wszystkie blogi/strony na hasło są dosyć klopotliwe…
Ale fajnie, że to zrozumiałaś i że TOBIE daje radość Twoje tworzenie, bo tak powinno być :) Sa takie opowiadania, których nie dałem do przeczytania nikomu (nawet najbliższym mi osobom, które czytały prawie wszystkie ;) ), ale i tak pisanie ich dało mi bardzo dużo radości. I chyba tak powinno być :)
Nie wiem czy nie było tak, że akurat Tobie nie dałam tego linka… Na pewno zapostowałam go na starym forum, gdzie pisałam z grupą rysujących znajomych. I podałam też komuś tam innemu, ale Tobie chyba nie. Nie bardzo pamiętam czemu.
I chyba zobaczyłeś KG dopiero później, albo na Instagramie, albo jak już publikowałam “jawnie”.
[…] U mnie problem sięgał DUŻO głębiej, niż w byciu zazdrosnym – zainteresowanych odsyłam tutaj. No niestety, nie jestem fajna, nie jestem popularna i nie rysuję modnego gówna dla miliardowej […]