Dzisiaj przed południem miałam wizytę u kardiologa i korzystając z faktu, że byliśmy w Gliwicach – postanowiliśmy odwiedzić tamtejszą Palmiarnię Miejską. Mieliśmy dobry powód, bo odbywała się tam mała wystawa kaktusów z prywatnych kolekcji miłośników tych roślin. Tutaj więcej o wystawie.
W Palmiarni ostatni raz byliśmy trzy lata temu, a dawno temu, jeszcze jako uczniak z gimnazjum i jakoś później, odwiedziłam to miejsce z moim ojcem oraz potem z przyjaciółką z Warszawy.
Nie będę rozpisywać się jakoś specjalnie o historii, bo wszystkie ważne informacje znajdziecie na oficjalnej stronie obiektu.
Cena biletów na ten moment to 20 zł za bilet normalny – jako rencistka zapłaciłabym 10 zł, niestety nie mam jeszcze decyzji z ZUSu i tym samym nowej legitymacji. W palmiarni nie było jakichś specjalnych tłumów, jedynie kilkuosobowa wycieczka (uwagę zwracał sympatyczny labrador – pies przewodnik jednej z uczestniczek) i mała grupka cudzoziemców. We znaki dawał nam się zaduch, bo jednak na dworze było dość gorąco i w pawilonach z egzotyczną roślinnością było to mocno spotęgowane.
Oboje z Misiem jesteśmy fanami gliwickiej palmiarni i wszystkiego, co można tam zobaczyć. :) Miłym dodatkiem do roślin jest przeróżna fauna – ptaszki (papużki, zięby itp.), różne gady, patyczaki, straszyki, mrówki, ryby (o rybach jeszcze będzie :)), żółwiak, a nawet jakaś egzotyczna wiewiórka. Co do ryb – pojedyncze akwarium stoi w jednym z pawilonów, ale w 2012 roku w palmiarni pojawił się cały osobny pawilon akwarystyczny z czterema sporymi akwariami. Każde przedstawia zbiorniki i gatunki spod kilku różnych szerokości geograficznych. Akwaria, jak i same ryby, robią naprawdę duże wrażenie – szczególnie zbiornik prezentujący gatunki Amazonii, w którym pływają wielkie, nakrapiane płaszczki i ryby wielkości kota. :) Gdzieniegdzie znajdują się też oczka wodne, w których pływają kolorowe karpie i jeszcze jakieś inne rybki.
Kaktusy również obejrzeliśmy, widać, że to długoletnie i zadbane okazy. Mój skromny parapetowy ogródeczek, który non stop nawiedzają wełnowce, nie umywa się do takich przepięknych, wyrośniętych kaktusów. :) Część z nich miała piękne, rozwinięte kwiaty i naprawdę cieszyły oko. :)
Po obchodzie pawilonów udaliśmy się do sklepiku z pamiątkami, bo poza setką kolorowych gadżetów wzbudzających pożądanie najmłodszych zwiedzających – a niekoniecznie podobającym się tym nieco starszym, są tam różne rośliny. Ceny jak to w takim miejscu, były cokolwiek drakońskie, ale ostatecznie kupiliśmy małą chamaedorea elegans – czyli palmę koralową za 15 zł. Tak się składa, że akurat mamy dla niej miejsce – nie za mocno nasłonecznione i bezpieczne od kotów.
Po powrocie do Zabrza jeszcze trochę polataliśmy dronem, ale zdjęcia i filmik wrzucę już jutro.
Tymczasem łapcie zdjęcia. :)
Ale cudnie, obejrzę jeszcze nie raz, nie dwa, bo uwielbiam!
Na greckich wyspach te banany, cytryny, figi rosły sobie w zasięgu rąk, niesamowite! A rozmiary roślin – w mieszkaniach są małe , czasami liche, a w palmiarni? magia!
Cieszę się, że fotki się podobają :)