Korzystając z faktu, że na święta odwiedzili nas goście z zagranicy – mój kuzyn i jego chłopak, który nie jest Polakiem – i tego, że po pierwsze jest dzień wolny, a po drugie piękna pogoda, wybraliśmy się na quasi urbex. :)
Naszym celem była Elektrociepłownia Miechowice, położona na obrzeżach Bytomia.
Z Wikipedii dowiedziałam się, że obiekt powstał już po wojnie, w latach 1950-1954. Podobno w latach 50 była to największa elektrownia w Polsce. Powstała w miejscu elektrowni poniemieckiej, która – jak wiele obiektów tego typu – została zdemontowana i rozkradziona przez Armię Czerwoną w 1945 roku.
Elektrociepłownię, wędrującą z rąk do rąk, rozbudowywano, aż w 2019 roku… została zamknięta. Powodem zamknięcia zakładu był fakt, że stara elektrownia nie spełniała już współczesnych norm ekologicznych Unii Europejskiej. Bytom korzysta obecnie z nowoczesnej elektrociepłowni w Zabrzu.
Obecnie Elektrociepłownia Miechowice jest w trakcie rozbiórki, chociaż wyczytałam, że część budynków ma zostać zachowana, gdyż konserwator zabytków nie wyraził zgody na ich wyburzenie.
Uderzyła mnie łatwość, z jaką można wejść na teren obiektu – jest dziura w ogrodzeniu i kto chce, ten może wejść. Po prostu. Oczywiście na własne ryzyko – nie widzieliśmy żadnej ochrony ani nawet tabliczek zakazujących wstępu, ale tu i tam są zainstalowane kamery, a teren sam w sobie jest niebezpieczny. Wiadomo – można zostać ciężko rannym, a nawet zginąć.
Na jednym z ogromnych kominów widać wielki napis “Jeszcze Polska nie zginęła”, upamiętniający rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej – nie wiem w jakich okolicznościach powstał, ale widnieje tam też data “24”, także nie jest to żaden tajemniczy, historyczny twór. Na innym kominie znajduje się wielki napis “SEBA” – gratuluję, Sebastianie, twojego bohaterskiego wyczynu, mam nadzieję, że się nie zabiłeś składając ten podpis.
Wejść bez żadnego problemu można również do budynku dawnej rozdzielni, z czego ewidentnie lubią korzystać lokalni miłośnicy konsumpcji piwa i innych trunków na wolnym powietrzu. Część ziemi jest rozkopana, a wokół walają się liczne rozprute otuliny po przemysłowych kablach – złomiarze też korzystają z fajnej miejscówki.
Do żadnego z obiektów nie wchodziliśmy, grzecznie obejrzeliśmy wszystko z zewnątrz, zrobiliśmy trochę zdjęć i wróciliśmy do samochodu, przez tereny dawnej kopalni KWK Miechowice, która już w 2005 roku (dobrze mówię?) została zrównana z ziemią – obecnie jest tam jedna wielka pusta przestrzeń, porośnięta trawą.
Smętnie wyglądają te opuszczone budowle, , pobite szyby, kruszejące mury…
Tak niestety wygląda większość obiektów poprzemysłowych na Śląsku – tych, które się jeszcze ostały (w przeciwieństwie do tej kopalni, po której zostało tylko puste pole i gdzieniegdzie trochę gruzu).